Witam,
Jakiś czas temu
pani Ula poszukiwała chętnych do sprawdzenia ziół hinduskich od nowego
dostawcy, zanim wprowadzi je do sprzedaży.
Ponieważ
wcześniejsze zioła, które miałam przyjemność używać były bez zarzutu, a zakupy
z Pole Henny zawsze były prowadzone wzorowo, zgłosiłam się z ciekawością.
Do testowania
otrzymałam indygo
oraz amlę.
W tej notce skupimy się na amli.
Amlę spotkamy w handlu pod różnymi tajemniczymi nazwami: amalaki, indian gooseberry, liściokwiat garbnikowy, emblica officinalis, indyjski agrest, emblic myrobalan. Wikipedia opisuje szczegółowo co i jak, więc nie będę tu kopiować całości, chętni sobie klikną co trzeba. Podobno wygląda tak:
W tej notce skupimy się na amli.
Amlę spotkamy w handlu pod różnymi tajemniczymi nazwami: amalaki, indian gooseberry, liściokwiat garbnikowy, emblica officinalis, indyjski agrest, emblic myrobalan. Wikipedia opisuje szczegółowo co i jak, więc nie będę tu kopiować całości, chętni sobie klikną co trzeba. Podobno wygląda tak:
źródło: Wikipedia |
W Indiach jest uważana za potężną roślinę leczniczą, o wielorakim zastosowaniu nie tylko w kosmetyce. Zawiera garbniki, duże ilości witaminy C, stosowana jest do leczenia różnych chorób od anemii, krwotoków, wrzodów żołądka, po anoreksję, wylewy, zaburzenia układu moczowego. Wzmacnia serce, układ odpornościowy i oddechowy, pomocna przy leczeniu m.in. astmy i gruźlicy. Ze względu na wysoki poziom antyoksydantów uznawana jest za środek odmładzający.
Jeśli chodzi o działanie na włosy, to wzmacnia cebulki, przeciwdziała wypadaniu włosów, nadaje piękny połysk i wygładza.
Od siebie dodam, że trzymana dłużej na włosach nieznacznie zmienia ich odcień na chłodniejszy, lekko przydymiony, o ile oczywiście włosy mają taki kolor wyjściowy, że taką zmianę można dostrzec. Po to jej używam. Brunetki i szatynki niech się cudów nie spodziewają.
Inaczej sprawa wyglądać może przy włosach farbowanych henną, bo amla z henną razem działają inaczej niż osobno. Amla wychładza odcień henny, z rudego w stronę brązu. Dodatkowo naturalnie zakwasza naszą rozrobioną hennę, więc nie trzeba już dodawać cytryn i innych wynalazków, żeby henna puściła barwnik przy dojrzewaniu.
Ja lubię stosować amlę nie do henny, tylko solo, między farbowaniami, w celu odżywienia włosów, i schłodzenia rudości. Schodzę wciąż z włosów farbowanych henną i indygo na czarne, w stronę jaśniejszych, ale nie tak bardzo rudych. Ze względu na siwki farbować zamierzam już do końca. Ich lub mojego.
Amla do testów przyszła zapakowana pancernie, w wór nie do otwarcia bez nożyczek, po ucięciu wydłubałam ze środka woreczek foliowy z proszkiem.
Proszek przesypałam do niemetalowego naczynia, w którym dolałam wody i wymerdałam na gęstą paćkę, zdjęcia paćki nie mam, niestety. Na pocieszenie mogę powiedzieć, że amla w proszku nie śmierdzi! Pachnie przepięknie czymś w pół drogi między agrestem a śliwką. Nic z tych rzeczy, które kojarzą się z olejami amla!
Paćkę pozostawiłam do ostygnięcia i do postania na jakąś godzinkę, a sama poszłam strzelić fotki włosów "przed".
Moje włosy przed użyciem amli - są całkiem ok, ale trochę się puszą, bo pogoda im się nie podoba, a jak to fale, bywają kapryśne.
Po zrobieniu fotek pierwsza miła niespodzianka przy nakładaniu - ta amla jest zmielona dużo drobniej, niż poprzednie, z którymi miałam wcześniej do czynienia! Nie ma zbyt wielu paprochów, które kruszą się już w trakcie wmasowywania we włosy. Nałożyłam zatem na wilgotne włosy, zawinęłam w reklamówkę (chyba z tesco?) i założyłam starą czapkę.
Resztkę ze słoiczka jak zawsze zużyłam na umytą twarz, jako maseczkę wygładzająco-ujędrniającą. I tu zaskoczenie numer dwa - ta amla jakby mocniejsza od wcześniej mi znanych, ledwo maseczka na buzi podeschła - 7 minut może? - a już skóra zaczęła się niepokoić - pobiegłam zmywać z twarzy i oceniać straty. Buzia czerwona jak burak, ale pory zwężone, skóra gładziutka... Wieczór spisałam na straty, cerę posmarowałam moim najlepszym remedium łagodzącym (olej kokosowy + masło kakaowe) i zajęłam się innymi sprawami. Po godzince, kiedy zdjęłam czapkę i folię z włosów, skóra twarzy już doszła do siebie, pozostawiając tylko te miłe odczucia. Gładkość, jędrność i zwężone pory.
Włosy zaczęłam płukać nad wanną nastawiając się na męczące wydłubywanie amli, a tu kolejna niespodzianka - wszystko zmyło się jak na amlę bezproblemowo! Stopień zmielenia - boski! Pamiętajmy, to nie zielsko, to owoce, nie mielą ich na drobny pyłek i nie przesiewają przez muśliny. A może jednak? Obyło się bez wyczesywania resztek po spłukaniu. a efekt? Jak zawsze, tylko bardziej! Włosy gładkie, jak na mnie lejące, stanowiące, no, nie taflę może, ale bez strączkowania, a przy całej akcji wypadły mi słownie tylko DWA włosy. Kolor też się troszkę przygasił, stonował i wyrównał. Idealnie!
Bardzo mile zaskoczyła mnie ta amla, mam nadzieję kupić jej więcej i używać częściej. Jest świetna, ale też działa mocniej. Uczulam osoby stosujące bezpośrednio na skórę (twarzy, głowy, nieważne!) - zróbcie test uczuleniowy! Jak każde zioło, amla może uczulać. Jeśli skóra zaczyna czuć się niewyraźnie, piec, swędzić, palić, amlę należy zmyć. Duża ilość witaminy C może nie każdemu posłużyć.
Podsumowanie:
Świetna, sądząc po mocy zapachu świeżutka, mocna amla, polecam!
Na moje włosy wyszło pół opakowania, drugie pół użyję do podrasowania koloru w mieszance z kasją i odrobiną henny w najbliższym czasie, bo jak widać na zdjęciach siwe włosy już się nie mogą doczekać kamuflażu. Farbowanie na pewno opiszę.
Zapraszam na wpis o indygo, KLIK
Fakt otrzymania produktu do testów nie miał wpływu na moją opinię.
Super efekt :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie zastanawiam się nad kupieniem amli, by ochłodzić mieszankę henny i indygo :)
Już pofarbowanej mieszanki na głowie? Czy będziesz robić paćkę i dopiero farbować? Jeśli to drugie, to indygo dodaj po dojrzeniu mieszanki, przed samym wrzucaniem na włosy. Indygo nie przepada za kwaśnym środowiskiem :)
Usuń